W przerwie na zdjęcia architektury i wnętrz zapraszam Was do obejrzenia zdjęć krajobrazowych, które przywiozłem z wycieczki w Dolomity. To bardzo znane pasmo górskie położone w północno wschodniej części Włoch. Ze względu na nagromadzenie ikonicznych punktów widokowych jest to miejsce odwiedzane przez ogromną ilość turystów a w szczególności „mekka” dla fotografów krajobrazu. Od dawna chciałem zobaczyć na żywo „legendarne” miejsca, które widuję tak często w Internecie oraz na opakowaniach wielu puzzli. W tym roku w końcu udało się tam pojechać.

Podróż do Dolomitów wydaje się dosyć prosta, jakieś 1200 km i cel osiągnięty. Jednak taka odległość jest dosyć męcząc za jednym razem. Trasa przejazdu – dla bezpieczeństwa – objęła nocleg w Austrii. Konkretnie na trasie Grossglocknerstrasse, bo akurat była „po drodze” :) To spektakularne miejsce, które warto zobaczyć. Trasa, po której trzeba się przejechać. W osobnym wpisie opiszę wrażenia oraz dodam kilka zdjęć z tego miejsca, które okazało się tak wciągające, że przejazd w Dolomity trochę się wydłużył….

Val Di Funes

Dolina ta jest prawdziwą ikoną krajobrazu. Dojeżdżając na miejsce docelowe widać pasmo górskie Odle dominujące nad doliną i miejscowością Santa Maddalena. Na miejscu okazało się, że poruszenie się pomiędzy punktami widokowymi nie jest zbyt proste. Poza widowiskową panoramą górską, znajdują się tu co najmniej dwa ikoniczne kościoły, które świetnie wpisują się w ten krajobraz i współtworzą bardzo znane obrazy.

Jest tu dużo możliwości na wykonanie ciekawych zdjęć, ale szukanie dobrych punktów z których można je wykonać może zająć sporo czasu bo teren jest rozległy a ścieżki są ograniczone. Sprawę utrudnia też różnica poziomów. Cała okolica jest pofałdowana. Trudno jest też poruszać się samochodem. Miejsc do zaparkowania jest mało a drogi miejscami bardzo wąskie. Podobną sytuację spotkałem w Kacwinie na Podhalu – miejsce znane z widoku kapliczki na tle Tatr, również mało przyjazne zmotoryzowanym turystom. Dzięki temu sielski krajobraz jest naturalny i nie przeładowany parkingami więc kiedy uda się dotrzeć w idealne miejsce, radość jest jeszcze większa.

Jest to miejsce, do którego warto się wybrać na cały dzień. Mi udało się co prawda zostać na nocleg, i był to świetny wybór. Ale wieczorem ledwo zdążyłem na fotogeniczne warunki a rano trzeba było się pakować do kojonego miejsca.

Seceda

Wizytę w tym miejscu polecił w swojej relacji z Dolomitów Patrik Heliosz. Jest to szczyt górski, który znajduje się na końcu masywu Odle. Wjeżdża na niego, prawie na sam szczyt, kolejka górska. Wysiadając z wagonika rozciąga się wspaniały widok na grań masywu Odle, znanego z widoku z doliny Val di Funes. Z drugiej strony rozciąga się o wiele łagodniejsze zbocze porośnięte w dużej części trawą. Łatwość dostania się w tak wysoko położone miejsce (poza kosztami biletów) jest imponująca a widoki niesłychane. Połączenie dramatycznych szczytów oraz zielonej, bajkowej doliny z drugiej strony jest spektakularnym tworem przyrody. Warto to zobaczyć.

Jeśli chodzi o zdjęcia to z jednej strony miałem szczęście bo napotkałem na moją ulubioną pogodę czyli słońce i drobne chmury. Jednak w górach to nie były najlepsze warunki. Chmury rzucały cień na szczyty, a slaby wiatr powodował, że sytuacja nie zmieniała się przez dłuższy czas. Dodatkowo, we wrześniu ostatni dzwonek na zjazd w dół do miejscowości Ortisei wypada o godzinie 17:30 a to zdecydowanie za wcześnie na zdjęcia w złotej godzinie. Pewnie też trudno byłoby się dostać kolejką na wschód słońca. Szkoda, tam byłby spektakularny, a wejście piechotą zajęło by bardzo dużo czasu.

Alpe di Siusi

Z miejscowości Ortisei, z której kolejka wjeżdżała na Secedę, zaczyna się też kolejka do innej niezwykle znanej „miejscówki”, a mianowicie Alpe di Siusi. Jest to ogromny płaskowyż opisywany jako największa wysokogórska łąka. Faktycznie jest tam sporo trawiastych terenów ale dosyć pofalowanych. To dobre miejsce do różnego rodzaju aktywności sportowych, zwłaszcza sportów zimowych ze względu na dłużej utrzymujące się warunki zimowe niż w niższych terenach. Ja jednak znam ten teren głównie z ikonicznych zdjęć krajobrazowych. Pewnie wielu turystów przyjeżdża tam w tym celu – na witrynie kasy powieszone są mapki z zaznaczonymi miejscami widokowymi, tzw „photo points”. Trasa widokowa prowadzące od strony kolejki jest dosyć prosta, są też miejsca gdzie można odpocząć i coś zjeść, chociaż są to miejsca bardzo oblegane.

A jak ze zdjęciami? Ze względu na odkryty teren można się „wyżyć” fotograficznie, co chwilę napotkać można na dobrą scenerię. Trzeba jednak dodać, że ikoniczny masyw górski Sassolungo jest zdecydowanie najlepszym tłem w okolicy i będzie bohaterem większości ujęć. Na szczęście Alpe di Siusi oferuje też różnorodną formę terenu oraz liczne chatki znakomicie prezentujące się na pierwszym planie. Są też krowy, strumyki, oczka wodne, ścieżki oraz roślinność. Ja trafiłem m.in. na kwitnące krokusy.

Warto pamiętać, że teren działania jest ogromny. Być może ciekawe kadry są do zdobycia także w innych punktach płaskowyżu. Wjazd samochodem jest możliwy od strony zachodniej przed godziną 9:00 oraz po 17:00. To wystarczający czas żeby zdążyć na wschód słońca, który jest na terenie Alpe di Siusi bardzo efektowny, jednak oznacza wędrówkę pieszą z parkingu w miejscowości Compatsch. Ale to nadal dosyć daleko. Do rejonu, w którym byłem jest to pewnie godzina marszu. Pewnie bardzo ciekawym jest teren położony bliżej Sassolungo, ale żeby to odkryć należałoby mieć do dyspozycji cały dzień albo i dwa ;)

Passo Sella

Kolejnym przystankiem na trasie była przełęcz Sella. Znajduje się ona po drugiej stronie masywu Sassolungo, którego sylwetka jest najbardziej znana od strony Alpe di Siusi. Z tej strony jest on bardziej dostępny bo można dojechać dużo bliżej samochodem, stąd wydaje się jeszcze bardziej masywny, a na jedną z jego przełęczy prowadzi ciekawa kolejka górska z jednoosobowymi kapsułami (bo wagonik to za dużo powiedziane).

Passo Sella otoczona jest wieloma ciekawymi masywami. Na pobliskich zboczach widać infrastrukturę do sportów zimowych. Jak zwykle sporo turystów widać na parkingu ale na trasach trekingowych jest dużo luźniej. Niestety, pogoda się zepsuła i po kilku kadrach wykonanych z drona, słońce schowało się za chmurami. Chętnie pospacerowałbym godzinami po licznych pagórkach, odkrywając coraz lepsze widoki na okoliczne masywy, ale to wymagałoby czasu a w obliczu słabszej pogody należało kontynuować.

Droga do Selva di Cadore

Trasa wytyczona do kolejnego celu prowadzi obok masywu Marmolada. To najwyższy szczyt Dolomitów i cel wędrówek zaawansowanych wspinaczy. Z punktu widzenia krajobrazowego, na przełęczy pod Marmoladą znajduje się duże jezioro oraz zapora wodna z ruchem samochodowym. Byłoby to pewnie niezłe miejsce do zdjęć gdyby nie bardzo niski poziom wody w tym czasie, odsłaniający sporą część dna jeziora przy tamie. Drugim problemem była średnia pogoda.

Celem podróży była miejscowość Selva di Cadore a właściwie punkt widokowy, znajdujący się przy trasie do tej miejscowości, z którego rozciąga się rewelacyjny widok na miasteczko oraz potężny masyw Monte Pelmo w tle. W środku miasteczka znajduje się charakterystyczny budynek kościoła. Kadr ten pamiętam z puzzli układanych wiele lat temu. Odtworzenie takiego widoku byłoby świetną przygodą. Niestety pogoda nie pozwoliła bo góry były przykryte chmurami. Trudno było też zaparkować z pobliżu miejsca, z którego należałoby wykonać zdjęcie. Zdjęcia krajobrazów wymagają wysiłku i wytrwałości…

Passo Giau

Mimo, że wiele razy wdziałem zdjęcia z tej przełęczy jakoś przeniosłem ją na listę drugorzędną. Co za niedopatrzenie! To kolejny ikoniczny punkt w Dolomitach. Stosunkowo niewielki szczyt górski Ra Gusela o kształcie zwężającego się ku górze komina, razem ze ścieżkami prowadzącymi w jej stronę mają w sobie „to coś”. Dodatkowo w głębi grani masywu górskiego znajduje się schronisko, a jego położenie jest bardzo efektowne. Co prawda pogoda nadal była daleko od idealnej. Ale coś zaczęło się zmieniać w tym temacie i końcowe ujęcia, które wykonałem z drona, mają w sobie przebłyski światła. Masyw Ra Gusela jest stosunkowo niewielki i w miarę łatwo można zrobić zdjęcia z kilku perspektyw i kierunków. Co w górskich krajobrazach nie jest takie oczywiste.

Mimo, że we wrześniu nie skończyło się jeszcze lato, trawy na przełęczy były już dosyć mocno żółte. Klimat jesieni był tam odczuwalny bardziej niż w innych punktach. Byłoby to jeszcze bardziej podkreślone gdybym został na przełęczy dłużej, bo słońce coraz wyraźniej się przedzierało, niestety czas na dotarcie do hotelu przy jeziorze Misurina upływał szybko a i tak na miejscu było już ciemno.

Tre Cime

Jedną z najpopularniejszych atrakcji Dolomitów jest słynny masyw Tre Cime wraz z okolicznymi punktami widokowymi. Nazwa masywu nawiązuje do trzech szczytów przypominających zęby wyłaniające się ziemi. W połączeniu z dosyć dużą wysokością są widoczne z wielu miejsc w okolicy i stały się symbolem Dolomitów.

Ilość turystów jadących na parking znajdujący się tuż pod masywem, jest imponująca. Trasa trekingowa biegnąca dookoła Tre Cime była faktycznie bardzo zatłoczona. Widoki są imponujące jednak ścieżka przebiega dosyć blisko masywu, i słabo go widać z takiej odległości. Żeby w pełni docenić tą atrakcję warto wybrać się na szlak okalający Tre Cime. Zwłaszcza duża pętla powinna zapewnić stosowne odejście od szczytów i najbardziej imponujące widoki. Z tego co widziałem, znajdują się tam oczka wodne, przełęcze i jaskinie, które świetnie spisują się jako domknięcie najbardziej efektownych zdjęć. Niestety mi nie udało się obejść tego szlaku. Ze względu na pogodę wybrany został odwrót w kierunku parkingu, co okazało się później dobrą decyzją bo…

Cadini di Misurina

Poprawa pogody zdecydowała o skierowaniu się z aparatem w kierunku punktu widokowego zlokalizowanego ok. 45 min drogi na południe od schroniska Auronzo (blisko parkingu pod Tre Cime). Jest to miejsce, które szturmem zdobyło sławę w ciągu ostatnich kilku lat za sprawą fotografów, instagramerów itp podrózników. Wysunięty, wąski kawałek skały, porośnięty na końcu kosodrzewiną, na który prowadzi wąska ścieżka. A za nim dramatyczny widok na ścianę postrzępionego masywu skalnego Cadini, który wygląda jak krajobraz z obcej planety. Być może dlatego nazywany jest „Mordorem”. Dzięki uprzejmości napotkanej pary z Polski udało się zdobyć niesamowite ujęcia, na których mogłem być statystą. Dzięki za nagrania, Dawid!

Planem na wieczór tego dnia była ponowna wizyta w tym miejscu podczas zachodu słońca. Niestety, natura miała inne plany. Pomimo dobrych prognoz zachmurzenia w aplikacjach pogodowych, wiatr w górach okazał się nieprzewidywalny i przywiał niskie chmury, które zostały tam do wieczora.

Lago di Misurina

Korzystając z okazji, że hotel znajdował się bardzo blisko jeziora Misurina, wybrałem się przed świtem żeby „upolować” poniższe ujęcia. Tym razem słońce dopisało i oblało zbocza górskie znajduje się w tle za charakterystycznym budynkiem tuż obok jeziora. Co ciekawe jest to Centrum Diagnostyki i Leczenia Astmy, często pewnie mylone z hotelem Grand, który znajduje się po drugiej stronie jeziora, a który już tak efektownie zlokalizowany nie jest.

W pobliżu jeziora znajdują się liczne sklepy, hotele i knajpy. Spacerując dookoła można usiąść na ławce i podziwiać przyrodę. Działają tu też wypożyczalnie łodzi i rowerów wodnych. To kolejne ciekawe miejsce na spędzenie czasu pomiędzy wycieczkami górskimi a widoki są imponujące.

Lago di Braies

Jezioro Braies to kolejny punkt obowiązkowy dla fotografów. Łodzie zacumowane w przystani na brzegu jeziora, kolor wody oraz widok gór, powodują że to niepowtarzalny i charakterystyczny widok. Również tu poziom wody był rekordowo niski co trochę zmieniało odbiór ikonicznej zabudowy przystani ale nadal umożliwiało wykonanie ciekawych zdjęć. Nawet nie spodziewałem się jak efektownie mogą wyglądać ujęcia, mimo że pogoda nie była optymalna.

Będąc przed długą podróżą nie miałem czasu na okrążenie jeziora czy nawet spacer po zakamarkach linii brzegowej, nie wspominając już o rejsie. Kilka zdjęć wykonanych nad przystanią muszą wystarczyć na ten wyjazd.

Podsumowanie

Zgodnie z przewidywaniem, wizyta w Dolomitach okazała się bardzo owocna. Udało się sfotografować wiele z najciekawszych i legendarnych miejsc w tych górach. Co ciekawe miałem dużo szczęścia do pogody. Warto odnotować, że wiele punktów widokowych jest łatwo dostępnych, mimo kosztów parkingów można stosunkowo dużo zobaczyć w ciągu kilku dni. Jednak problemem logistycznym okazało się noclegi. Często we Włoszech godzina zameldowania jest ograniczona (np do 20:00) i tuż po zachodzie trzeba być już w drodze do hotelu.

Mimo to jesień wydaje się optymalną porą do wizyty w Dolomitach, ponieważ dostępność noclegów jest lepsza niż w lecie a rozpiętość tematyczna zastanego krajobrazu bardzo bogata. Kwitnące krokusy na zboczach Alpe di Siusi wyglądały jakbym był tam wiosną. Soczysta zieleń traw w dolinie Val di Funes to pełnia lata a kolory na przełęczy Giau idealnie oddają klimat jesieni.